czwartek, 19 września 2013

"Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże na niebie zapomnij o mnie"

Dziś 19 września. 74 lata temu, około godziny 15, w okolicach Dąbrowy Leśnej, 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich zgotował Niemcom krwawą jatkę. Ułani pozbawieni czołgów, pozbawieni jakiejkolwiek artylerii czy nawet szwadronu CKM, który wykonywał swoje poprzednie zadanie w okolicy Lasek i Sierakowa, przebili się brawurową szarżą przez kordon niemieckich sił, zmuszając nieprzyjaciela do wycofania się aż do linii Wólki Węglowej. Poskutkowało to otworzeniem m.in. szosy modlińskiej i w nocy do Warszawy wkroczyło wiele, wiele innych jednostek znad Bzury. Cena jaką przyszło zapłacić Jazłowiakom, było ponad 100 zabitych ułanów. Porucznik Klaczyński wspominał, że w grupie 40 ułanów która przedarła się, praktycznie każdy jeździec i koń był ranny... A więc ogień musiał być okropnie silny. Ukochanych ułańskich przyjaciół - koni - zginęło jeszcze więcej. Ponoć przy kopaniu rowów przeciwpancernych pod koniec wojny, znaleziono ogromne cmentarzysko kości końskich. Któż wie czy aby na pewno były to rowy. Może przekopywano Kanał Młociński przez który skakali ułani? Teraz chyba się nie dowiemy. Ale jestem pewna że Ułanom Jazłowieckim należy się pamięć. I ja osobiście będę tę pamięć szerzyć. Poniżej mój osobisty hołd dla Porucznika Mariana Walickiego, który prowadził pułk do szarży. To na pewno musiało być cholernie trudne. Podziwiam jego odwagę. Niestety, Porucznik w wyniku ciężkiego zranienia skonał, już po szarży, na rękach st.wachm. Rudolfa Zenknera. Nie dane mu było wejść do Warszawy...





niedziela, 15 września 2013

Najpiękniejsze piosenki z kawaleryją związane #5

Czołem Waszmościom! Nie zapomniałam o blogu:) Intensywny tydzień i wyjazdy trochę uniemożliwiły mi wrzucenie kolejnej notki. Ale że dziś jest luźno, to chciałabym napisać o znanej piosence w oryginalnych słowach. Moim marzeniem jest cofnąć się do lat 20/30 i usłyszeć ją na kawaleryjskim balu. Piosenka ta wyszła spod pióra ówczesnego rtm.Włodzimierza Gilewskiego, na melodię kabaretowego szlagieru "Kadisz". Być może, zostałaby tylko w tym konkretnym pułku, ale gdy usłyszał ją Wieniawa - zachwycił się ogromnie, kazał odpisać nuty i tekst. Ktoś już może wie o jaką mi chodzi? :) Jeśli nie, tytuł poniżej!

Szwoleżerowie

Choć blady świt zakrada się przez szyby,
Niech smutku zgrzyt nie płoszy szczęsnych chwil.
Tańczmy wesoło wciąż, jak długo skrzypek gra
I niech na ustach twych drga szwoleżerska piosenka ta:

Więc pijmy wino, szwoleżerowie,
Niech troski zginą w rozbitym szkle.
Choć nam dziś smutno, niech nikt się nie dowie
Zawsze nie będzie nam tak źle.

A gdy cię rzuci twoja dziewczyna,
Niech cię nie smuci okrutny los.
W zacnej kompanii pij szklankami wciąż wino,
I wnet rozpaczy ścieknie glos.

Więc pijmy wino, szwoleżerowie,
Niech troski zginą w rozbitym szkle.
Gdy nas nie będzie, niechaj nikt się nie dowie
Czy dobrze było nam, czy źle.




Niestety chyba nie ma w internecie nagrania oryginalnych słów, posłuchajcie więc paru wersji "nowszych".

Informacji o piosence zasięgnęłam z niezastąpionego forum kawaleryjskiego. Zachęcam do odwiedzenia forum i poczytania więcej:)

piątek, 6 września 2013

Najpiękniejsze piosenki z kawaleryją związane #4

Dziś chyba jedna z najsmutniejszych piosenek o kawalerii. Właściwie wiersz przerobiony na piosenkę. Przyznam szczerze... zryczałam się jak głupia gdy pierwszy raz przeczytałam tekst. Piosenka ta po raz pierwszy została zaśpiewana 10 września 1989 roku w Grudziądzu podczas pierwszego po wojnie Światowego Zjazdu Kawalerzystów. Autorem piosenki jest Włodzimierz Ścisłowski. Poświęcił ją kawalerii i swojemu ojcu, rotmistrzowi Apolinaremu Ścisłowskiemu z 1 Pułku Ułanów Krechowieckich (a w 1939 roku – ze 101 Pułku Ułanów), poległemu 22 września 1939 roku w walce z bolszewikami, pod Sopoćkiniami. Muzykę skomponował Janusz Kępski.

Zostały tylko ślady podków

Gdzie jesteście ułani,
I ten konik bułany, i ten siwy,
Ten kary jak noc?
Gdzie taczanki pomknęły,
Śladem jakich kolein
Ruszył szwadron do boju się rwąc?

Zostały tylko ślady podków,
Po szable już nie sięgnie dłoń
I tylko w piersi, tylko w środku
Jest żal, że już nie zarży koń.
Zostały tylko ślady podków,
Ułański patrol w lesie znikł.
Drżą jeszcze wierzb gałęzie wiotkie,
Lecz jeźdźców nie zobaczy nikt.

Hej, hej ułani, malowane dzieci,
Oddaliście Polsce swą młodość i krew!
Dziewczyna za wami chyba nie poleci,
Rozpłynęła się w ustach wasz bojowy śpiew!

Zostały tylko ślady podków.
Lecz gdzie są konie? Któż to wie?
Wśród wiejskich sadów i opłotków
Brzmi echo trąbki, jak w śnie.
Zostały tylko ślady podków.
Gdzież leśnych ścieżek sypki piach?
Zostały tylko ślady podków
I żywa pamięć o tych dniach.

Tumult szarży już ucichł.
Iluż chłopców nie wróci,
Tylko sztandar pokłonił się im.
Koń samotny gdzieś pobiegł,
Krzyżyk stanął na grobie
Wiatr wrześniowy rozgonił już dym…




czwartek, 5 września 2013

Najpiękniejsze piosenki z kawaleryją związane #3

Dziś z dość wesołych klimatów, przechodzimy w trochę smutniejsze. Chciałabym przypomnieć piosenkę "Pożegnanie ułana". Prawdopodobnie napisaną jeszcze przed I wojną światową, zapomnianą w międzywojniu. Odżyła wraz z rokiem 1939. Stała się popularna w oddziałach partyzanckich. Teraz - niestety - również mało kto o niej pamięta, a szkoda, bo jest naprawdę piękna i równie cudowne przesłanie niesie. Autor słów i muzyki nie jest znany. 

Pożegnanie ułana


Tam w pękach bzu gdzie altana,
Żegnało dziewczę ułana,
"Żegnaj dziewczyno kochana,
Idę na krwawy, na bój...
Zdobędę wrogów sztandary,
Zagrają sławę fanfary,
Tylko dochowaj mi wiary,
Wrócę do Ciebie, jam Twój..."

A gdy nie wrócę, znajdziesz w polu mój grób,
Pierwej niż Tobą, jam z Ojczyzną brał ślub
Podaj mi usta, bo już czas wsiąść na koń,
Trąbka wzywa pod broń, szable w dłoń, wroga goń!

Szarża jak wicher mkną konie,
Padł młody ułan na błonie,
W oczach zwycięstwo mu płonie,
Ojczyźnie daje swą krew!
Tam w pękach bzu przy altanie,
Zrywa się ciche szlochanie,
Nie czekaj dziewczę ułana,
Ułan nie wróci na zew...

Znajdziesz tam w polu z brzozy krzyż, z piasku grób,
To dla Ojczyzny jak graniczny tkwi słup,
Tam ukochany rycerz Twój trzyma straż,
Otrzyj łzy, osusz twarz, z jego krwi Polskę masz! 



Jutro kolejna piosenka, chyba jeszcze w smutniejszym tonie. Ale potem wrócimy do tyć weselszych;) Ach, żebym nie zapomniała - wykonanie z filmiku należy do Bogny Lewtak-Baczyńskiej, a obrazy są autorstwa Jerzego i Wojciecha Kossaków, Marka Szyszko i Edwarda Mesjasza. 

środa, 4 września 2013

Najpiękniejsze piosenki z kawaleryją związane #2

Wczorajsza piosenka miała związek z filmem "Śluby ułańskie". Polećmy tym torem już:) Dziś kolejna piosenka z filmu w wykonaniu Witolda Contiego i Toli Mankiewiczówny. Twórcą słów i muzyki jest Marian Hemar.

Awans dla panny


Co stąd że panna śliczna?
Co stąd że ma usta jak miód?
Kiedy taka niesympatyczna,
że kochać ją daremny trud!

Za siebie kryje ręce,
i słodko odwraca twarz,
to nie tak jak w tej piosence
którą miła ma, zapewne znasz!

Kiedy ułan powie pannie: "ukochana!"
To nie wypada już pannie bronić się ani śmiać,
Bo to jest honor dla panny, to jest awans dla panny,
więc proszę baczność, zamknąć oczy i usta dać!
Kiedy panna usłyszy "kocham cię" z ust ułana,
to już tak musi być że kocha go!
Bo to jest awans dla panny, bo to jest honor dla panny,
Zrozumiano?
Zrozumiano,
No no!

Co stąd że ułan śliczny,
Co stąd że tak serce mi zwiódł
Kiedy trąbka zagra za oknem,
Zatrzymać go, daremny trud!
Piosenki wszystkie kłamią,
Nad tobą inna jest moc,
Która wyrwie Cię z moich ramion,
O najdroższy mój, daleko stąd!

Kiedy ułan powie pannie: "ukochana!"
To nie wypada już pannie bronić się ani śmiać,
Bo to jest order dla panny, to jest awans dla panny,
więc proszę baczność, zamknąć oczy i usta dać!
Kiedy panna usłyszy "kocham cię" z ust ułana,
to już tak musi być że kocha go!
Bo to jest order dla panny, bo to jest awans dla panny,
Zrozumiano?
Zrozumiano,
No no!



A tutaj filmowe wykonanie:



wtorek, 3 września 2013

Najpiękniejsze piosenki z kawaleryją związane #1

Zacni Waszmościowie, otwieram cykl najpiękniejszych piosenek związanych z kawalerią. Dziś na pierwszy ogień idzie piosenka z filmu "Śluby ułańskie". W tworzeniu tekstu miał swój udział Wieniawa! :D Autorem muzyki jest Marian Hemar.

Jak całować to ułana!


Jak całować to ułana,
I w to naturalnie, w to naturalnie jemu graj
I gdy na śmierć jest panna zakochana
To naturalnie to naturalnie jego raj!
Bo w sercu ułańskiem
Gdyby wyłożyć je na dłoń,
Na pierwszym miejscu panna jest
Przed panną tylko koń!!! Dlatego jak całować to ułana
I on naturalnie, on naturalnie też – jak chcesz!

Przeciw cywilom nikt nie ma nic!

Cywila może piękna płeć szanować i poślubić,
Z cywilem można dziecko mieć, można go nawet lubić!
Lecz w życiu czyż rozchodzi się wyłącznie o szacunek!
Co robić kiedy wchodzi w grę panieński pocałunek!

Chcesz coś więcej w sercu czuć to przepraszam pannę wróć!

Jak całować to ułana
I w to naturalnie, w to naturalnie jemu graj!
I gdy na śmierć jest panna zakochana,
No to naturalnie to naturalnie jego raj!
Bo w sercu ułańskiem
Gdyby wyłożyć je na dłoń,
Na pierwszym miejscu panna.
Przed panną tylko koń!!! Dlatego jak całować to ułana
I on naturalnie, on naturalnie też – jak chcesz!


Tutaj, piosenka w wykonaniu Tadeusza Faliszewskiego. Moim skromnym zdaniem wykonanie Eugeniusza Bodo było nawet lepsze, ale niestety na YT już go nie ma:(


I pamiętajcie drogie Panie: jak całować to tylko ułana! :D

niedziela, 1 września 2013

A lato było piękne tego roku...

Moi Drodzy, dziś oprócz notki o Wieniawie postanowiłam dodać jeszcze jedną, w ogólności upamiętniającą naszych żołnierzy. Dla nich, 74 lata temu zaczęła się walka o granice ukochanej Ojczyzny!

Specyfika tego bloga jest iście kawaleryjska, powinnam więc napisać o szarży pod Krojantami i o Wołyńskiej Brygadzie Kawalerii, która pod Mokrą pokazała swoją siłę. Wybaczcie, żadnego materiału nie przygotowałam. Ale proszę Was - pamiętajcie o tych młodych chłopakach, nie tylko kawalerzystach, którzy przede wszystkim we wrześniu 1939 oddali swoje młode życie, wierząc że uda im się pokonać Niemców i że będą mogli żyć dalej w wolnej Ojczyźnie. Naszym obowiązkiem jest zatrzymać pamięć o nich i przyszłym pokoleniom ją przekazywać! Większość z nich nie była starsza od nas, tak jak my mieli marzenia, a jednak trafili na tak trudny czas, kiedy ich ofiarą wobec Polski było poświęcenie swojego młodego życia... Ale ich ofiara nie poszła na marne! Gdy widzę ludzi którzy nie zapominają i którzy kochają i starają się przekazywać historię dalej, tym bardziej przekonuję się że ta ofiara naszych dziadków żyje w nas. I niech nigdy nie zginie!



Chwała Bohaterom!

Pierwszy Szwoleżer II Rzeczpospolitej!

Na początek proszę całą brać przeglądającą kiedykolwiek te moje wypociny o wybaczenie, jako żem srogo zawiniła i dawna nic nie pisała! Na swą obronę nic nie mam, mea culpa, obiecuję że bloga samemu sobie nie zostawię! 
Tę notkę chciałam nabazgrać już od dawna, ale blogspot płatał mi figle i 2 próby wrzucenia kończyły się fiaskiem. Mam nadzieję że dziś się uda, w końcu do 3 razy sztuka:) 

Był taki człowiek, który całe Międzywojnie rozświetlał swą osobą! Taki człowiek, którego każda Panna chciała by poznać, a chyba większość mężczyzn chciała by się z nim napić bruderszafta. Panie i Panowie! Czapki z głów, ta notka będzie o najświetniejszym kawalerzyście II Rzeczpospolitej - Bolesławie Wieniawie - Długoszowskim! 

Młody, piękny Wieniawa w mundurze szwoleżera:) Pokolorowany przez moją skromną osobę w Photoshopie.

Chciałabym zebrać w jedno miejsce wszystkie znane mi anegdoty o Bolku! :) Jednakże, trochę tych anegdot jest, a blogspot wariuje przy kopiowaniu i wklejaniu w normalnym trybie, więc muszę pracować na html, a więc zajmie to trochę więcej czasu. Tymczasem zapraszam do lektury! :)

Na początek kilka cytatów Bolka:

- Bo w sercu ułana, gdy je położysz na dłoń, na pierwszym miejscu panna, przed nią tylko koń.
- Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski.
- To ja, o siwych włosach mam pana uczyć, jak postępować z kobietami? Panie, można zastać kobietę płaczącą, ale zostawić! Nigdy! (Osobiście za ten tekst kocham Wieniawę!:)
-W dyplomacji można czasem robić świństwa, ale nigdy głupstw. W kawalerii jest odwrotnie.


A teraz wszystkie anegdoty które udało mi się znaleźć!


Były Pułkownik
W 1931 roku Ignacy Mościcki awansował Wieniawę na generała brygady. Bolek tak nie chciał rozstawać się ze swoją poprzednią szarżą, iż kazał sobie wydrukować na wizytówkach: "GENERAŁ BOLESŁAW WIENIAWA-DŁUGOSZOWSKI, BYŁY PUŁKOWNIK"

Komenda nad 1PS
Gdy Bolek przejmował dowództwo 1 Pułku Szwoleżerów, Marszałek rozkazał mu dbać o żołnierzy i pilnować żeby nie pili. Wieniawa ponoć odpowiedział: "Rozkaz Komendancie! Na pewno nie będą pić więcej ode mnie!" Piłsudski westchnął - "To mnie akurat nie uspokaja..."

Adiutant Wieniawy
Wraz z przyjęciem dowództwa nad szwoleżerami, Wieniawa wybrał sobie adiutanta. Rzekł do niego: "Słuchaj, nie możemy jednocześnie obaj pić. Jakby pułk wyglądał!? Dlatego umawiamy się - jeden tydzień piję ja, drugi tydzień pijesz Ty, tak na zmianę." Rotmistrz zgodził się, ale po kilku miesiącach do dowództwa wpłynęła jego prośba o zwolnienie z funkcji. Na zdziwienie Wieniawy odpowiedział: "Panie Pułkowniku, melduję że od pół roku nie mogę doczekać się na swój tydzień!"

Słowna potyczka
Ponoć w jednej ze słownych potyczek z carskim oficerem, na pytanie o co biją się legioniści Bolek odpowiedział: "Bijecie się o honor? A my o naszą wolność. Czyli każdy walczy o to, czego mu brak!"

Adolfie, nigdy Ci tego nie zapomnę!
Niestety ale ówczesny rząd II RP skierował naszego ulubieńca do Rzymu, na miejsce ambasadora. Gdy Bolek odjeżdżał zebrało się całkiem pokaźne grono jego przyjaciół. Wieniawa krzyknął z okna do Adolfa Dymszy "Adolfie! Ja ci nigdy tego nie zapomnę!" parodiując słowa skierowane przez Benito Mussoliniego do Adolfa Hitlera.

Jest wódz, jest i żołnierz
Zali Wieniawa nie spotkał by Piłsudskiego, nie mielibyśmy chyba tego genialnego oficera:( Bolek uwielbiał Dziadka, często dając temu wyraz - "Od dziś uważam się naprawdę za żołnierza, bo nareszcie mam Wodza."

Kim jest ten starszy pan?
Ponoć pewnego razu, Bolek maszerował sobie ulicą Warszawy z Marszałkiem. W kawiarni obok dwie panie piły kawę i jedna pytała drugiej: "Kim jest ten człowiek idący obok Wieniawy?"

Wycieczka do Radomia
Pewnego razu, młoda dama jadła z ojcem kolację w najsłynniejszej ówczesnej restauracji Wierzbickiego w Radomiu. Na salę wkroczył Wieniawa w stanie wskazującym i zaczął młodej damie robić awanse tak drastyczne, że na drugi dzień papa młodej kobiety wysłał generałowi sekundantów. I po jakimś czasie otrzymał odpowiedź: Szanowny Panie, jestem oczywiście gotowy udzielić Panu satysfakcji. Wiem, że to nie jest usprawiedliwienie, ale o tym, że byłem w Radomiu, dowiedziałem się od swojego adiutanta dopiero w trzy dni później. Do pojedynku nie doszło.

Jak Bolek Polskę reprezentował...
W 1934 roku, Bolek miał reprezentować Polskę na pogrzebie króla Jugosławii Aleksandra. Nie wiadomo dlaczego, ale spóźnił się na uroczystość. Po powrocie do kraju miał stanąć przed obliczem Marszałka, którego ten incydent okropnie zdenerwował. Wieniawa jeszcze bardziej rozwścieczył Dziadka, gdy stanął przed nim w smokingu. Na ryk Piłsudskiego "Co to ma znaczyć?!" Bolek tylko odpowiedział: "Komendancie, melduję posłusznie, iż wiem żem ciężko zawinił i powinienem dostać po pysku, a ponieważ bardzo szanuję swój mundur, przybyłem jako cywil. Polski generał nie może dostać po mordzie w mundurze!" Tymi słowy ulubieniec rozbroił Dziadka po całej linii i kary nie było:)

Zalotna pani
Na jednym z balów podeszła do grupy oficerów pewna zalotna pani i przekomarzając się wymieniła cechy jej idealnego kochanka. Oczywiście musiał być w miarę młody, dojrzały emocjonalnie, wysportowany, niezależny dobrze sytuowany, męski, znany i lubiany no i... musiał mieć co najmniej 30 cm. Na to Wieniawa odpowiedział: "Madame! Na wszystko się zgadzam, ale 10 cm odciąć sobie nie pozwolę!"

Wernyhora z Rajbrotu
Do szkoły w Rajbrocie przybył w sylwestrowy wieczór z pobliskiej Lipnicy brygadier Piłsudski, który poprosił o wygłoszenie noworocznego toastu swojego Ulubieńca. Wieniawie któremu "z łba kurzyło się regulaminowo" życzył Piłsudskiemu by jako naczelnik zespolił i dał naszej Ojczyźnie nad wszystkimi wrogami ostateczne zwycięstwo. Po latach gdy Dziadek został naczelnikiem państwa, koledzy ochrzcili Bolka mianem "Wernyhory z Rajbrotu".

Hotelowe akwarium
Ponoć po jednej z suto zakrapianych "imprez" w jednym z warszawskich hoteli, Wieniawa w skutek zakładu wylądował w olbrzymim, hotelowym akwarium. Zdesperowana obsługa hotelowa prosiła go o opuszczenie akwarium, ale nic to nie dawało. Zatem personel wezwał policję. Na widok oficera policji Bolek zasalutował i oświadczył że nie może słuchać jego poleceń, ponieważ przebywając w akwarium podlega jurysdykcji policji wodnej.

Psie potrzeby
Z uwagi na specyficzne poczucie humoru Wieniawę brano za pijanego także wtedy, gdy był trzeźwy. Pewnego razu suczka państwa Długoszowskich odczuła potrzebę bliższego spotkania z odpowiadającym jej urodzeniu pieskiem. Generał znalazł odpowiedniego psa, włożył galowy mundur, zarzucił pelerynę, wziął suczkę pod pachę i pojechał pod ustalony adres. Drzwi otworzyła dystyngowana pani. Stwierdziła, że taka usługa kosztuje dwieście złotych. "Dwieście złotych?" - zapytał zdziwiony Wieniawa. "Tak, mój piesek jest w doskonałej formie, ponadto jest olimpijczykiem, ma dużo odznaczeń, medali i orderów" - wyjaśniła kobieta. Wieniawa uniósł prawą brew, wyprężył się, odsłonił pelerynę, z lewej strony pokazując swoje ordery. Przejechał po nich otwartą dłonią, demonstrując je od Virtuti po Legię Honorową, i stwierdził: "Proszę Pani, grosza bym od Pani nie wziął!".

Kwirynał
Po jednej z burd alkoholowych prezydent Ignacy Mościcki zatelefonował do marszałka Rydza-Śmigłego: - Ten wasz Wieniawa znowu urządził bijatykę w Oazie, spoliczkowali go tam i wyrzucili za drzwi. Co z nim zrobimy? - pytał prezydent - Ja sam już nie wiem, co z nim zrobić. Wsadzę go chyba do kryminału! - odpowiedział marszałek. - Do Kwirynału - podchwycił przygłuchy Mościcki. - Świetna myśl, szczęśliwa myśl, panie marszałku, natychmiast wysyłam go do Kwirynału. I tak Wieniawa został w 1938 roku polskim ambasadorem w Rzymie.

Nabuchodonzor
Do kasyna oficerskiego przyszedł młody podporucznik. Barman powiedział mu, iż organizowany jest konkurs na odgadnięcie wyrazu składającego się z pierwszych liter nazw wypijanych trunków. Podporucznik przystał na ofertę barmana i wziął udział w konkursie. Dostał trzy kieliszki i po wypiciu oświadczył: "SOS" - Starka, Okowita, Soplica. Po czym zapytał się o swoje miejsce w rankingu. Bardzo dobrze panie poruczniku - odparł barman - ale rekordzistą jest pułkownik Wieniawa z wyrazem "NABUCHONODOZOR".

Zwiedzanie Pompei
Wieniawa-Długoszowski zwiedzając Pompeje miał usłyszeć od przewodnika:
- Ekscelencji, to całe miasteczko było ongiś zalane.
- Niemożliwe! To były czasy... - westchnął Wieniawa.

Zakuta
Podczas wizyty króla Afganistanu Amanulla Chana, Wieniawa otrzymał zadanie towarzyszenia małżonce dostojnego gościa. Zachwycona rycerskim ułanem królowa obdarowała go kosztowną bransoletą. Gdy Wieniawa meldował się Piłsudskiemu, Marszałek zapytał: - Pokaż no co dostałeś? - Zakuta - odparł Wieniawa wyciągając rękę.
- Za kuta? - uśmiechnął się Marszałek. - Za co dostałeś to ja wiem, ale pokaż jak wygląda.


Wpis w księdze (Nie mam pojęcia czy to prawda czy nie - ale brzmi genialnie:))
Na jednym z bali, w księdze pamiątkowej w taki oto sposób wpisał się jeden z oficerów :

Oddałbym wiele, ordery i sławę
Bylem mógł poznać Długoszowskiego - Wieniawę.

Nie minęło wiele czasu, gdy niżej znalazł się następujący tekst :

Dla mnie to również będzie zaszczyt i sława
Czekam na Pana w Warszawie - Pułkownik Wieniawa.


Jak Bolek podziwia kobiety?
Na pewnym balu czy też raucie Wieniawa oczarowany jedną damą ukląkł i ku zdziwieniu kobiety pocałował ją w kolano, wygłaszając przy tym zabawną mowę, jako że powinno się chwalić takie przepięknie dzieła Stwórcy!


Honor wuja Bolka
W Mroczkowie koło Opoczna, we dworze u zaprzyjaźnionych z Długoszowskimi Państwa Libiszowskich, także herbu Wieniawa, odbywał się latem wieczorowy raut na świeżym powietrzu, nad stawem. Wszyscy ubrani byli wieczorowo. Ponieważ dzieci wiedziały, że pan generał lubi się bawić z nimi, więc starszy syn Państwa Libiszowskich, ok. 10-letni wtedy, zapytał Wieniawę: - Czy to prawda, że wujek spełnia prośby dzieci? - Tak, oczywiście, spełniam prośby dzieci - odparł wujek Długoszowski. - I gdybym miał jakieś życzenie, to wujek je by spełnił? - Tak, powiedziałem przecież, że nie odmawiam dzieciom. - To niech wujek wejdzie dla nas do stawu! - padło życzenie. Wieniawa wszedł bez namysłu do stawu ku uciesze dzieci i zdziwieniu dorosłych. Zapytał chłopca po chwili, czy już może wyjść, bo garnitur robi mu się coraz cięższy. Chłopiec zezwolił i Wieniawa ociekający wodą wyszedł ze stawu. Wtedy przerażony chłopiec zapytał: - Dlaczego wujek to zrobił, ja przecież żartowałem. A wujek odparł mu: - Dałem ci słowo, że spełnię twoje życzenie. Nie mogłem postąpić inaczej. Zapamiętaj na całe życie, jeżeli dasz komuś słowo, że coś zrobisz, zrób to honorowo, choćby bardzo bolało.


Jak to Ziuk chciał zrobić z Bolka dyplomatę
Piłsudski w dyplomacji potrzebował zaufanego, inteligentnego człowieka. Któż inny jak Wieniawa? Ale Bolek nie chciał przyjąć stanowiska. Wtedy też zagniewany odmową Wieniawy Marszałek, miał ze złością rzucić maciejówką o ziemię i powiedzieć: „Nieszczęście z tym Wieniawą, mógłby być ambasadorem, mężem stanu, a on nic, tylko wciąż mnie nudzi, że chce szwoleżerami dowodzić".


Bracia miła, na dziś to koniec. Ale to nie wszystkie anegdoty, postaram się z czasem dodawać nowe:)

piątek, 17 maja 2013

Rzecz o ułańskiej fantazji...

Często w naszym społeczeństwie używa się wyrażenia "ułańska fantazja". Często, ażeby określić durne wybryki alkoholowe, czy inne, które z prawdziwą ułańską fantazją nie mają nic wspólnego! Jest to totalna profanacja!
Prawdziwa ułańska fantazja to coś głębszego. Chciałabym więc opisać przykłady takowej:) Taka notka z anegdotami. W swoim czasie zrobię też coś takiego, tylko skupiając się wyłącznie na Wieniawie!

Pożegnanie gen.dyw. Stefana de Castendolo Kasprzyckiego 
30 kwietnia 1927, owy oficer przechodził w stan spoczynku. Opuszczał OSK(Późniejsze Centrum Wyszkolenia Kawalerii) Jednak wyższe władze nie zgodziły się na oficjalnie pożegnanie, gdyż nie poparł on Przewrotu Majowego. Jego podopieczni ułani wyprzęgli z jego powozu konie, sami stając na ich miejscu i przejeździli cały Grudziądz nim odwieźli Generała do domu.

Kaukaski oficer kontraktowy w CWK 
Tenże oficer brał onegdaj udział w "imprezie" w restauracji "Wielkopolanka", cieszącej się renomą wśród naszych kawalerzystów. Po paru głębszych(choć był muzułmaninem - nie pił wina, acz zakazy nie mówiły nic o wódce:)) postanowił załatwić swe potrzeby fizjologiczne. Jednak toaleta znajdowała się na podwórku, z tyłu restauracji. Tam też, na podwórku, zamieszkiwał groźny wilczur. Po załatwieniu swych potrzeb, oficer stwierdził że żal mu psa, jak tak siedzi w budzie. Odwiązał go z łańcucha i... zaprowadził na salę w restauracji! Widok uciekających par rozbawił go niezmiernie! Acz, raport służbowy nie był już tak wesoły;)

"Błyszcząca nędza"
Takowe określenie wymyślono na młodych oficerów rozpoczynających służbę w swoich pułkach. Znaczy ono tyle że oficer, choć piękne prezentujący się, tonął w długach i ciężko było mu się utrzymać jeśli nie pochodził z zamożniejszej rodziny. Pobory podporucznika wynosiły 281 zł, lecz prawie 265 zł wynosiło wyżywienie, spłata długów zaciągniętych na rząd koński i resztę wyposażenia oficerskiego, podatek, a także "dobrowolne" składki. Na przyjemności oficera zostawało 16 zł:)

Kompleks mniejszości 
W 13 Pułku Ułanów Wileńskich w 4 szwadronie dowodził rotmistrz Kazimierz Nawrocki. Był on niskiego wzrostu, zaledwie 160cm. U dowódcy, ppłk. Czesława Chmielewskiego wyjednał, aby do jego szwadronu przydzielać najmniejszych żołnierzy. Jednakże, pewnego razy Ppłk. Chmielewski postanowił spłatać figla Rotmistrzowi, przydzielając przed manewrami jako młodszych oficerów, 2 najwyższych oficerów w korpusie. W czasie manewrów córki ziemianina w którego majątku szwadron miał stacjonować, widząc niskiego Rotmistrza przy wysokich podporucznikach, krzyknęły "Ale mały!". Nawrocki zezłościł się okropnie i kazał całemu szwadronowi kwaterować jak najdalej od wygód dworu.

Kurczak
W 13 PU po w.w. ppłk. Chmielewskim przyszedł płk. Żelisławski. Miał on bardzo negatywny stosunek do alkoholu. Stare pułkowe pijusy zaczęły przeciwdziałania! Jakże zdziwił się Pułkownik gdy w "księdze kredytowej" gdzie Kucharz Onufry zapisywał dania/napoje pobrane na kredyt, zobaczył pozycja za pozycją "kurczak", brany nawet po 3-4 razy dziennie przez jednego oficera. Stary szybko rozszyfrował "kurczaki" którymi były szklanki wódki wyborowej:)

Spotkania towarzyskie
Również w pułku 13, służył Rotmistrz Bronisław Szymkiewicz nazywany "Wujem". Oficerowie - kawalerowie urozmaicali sobie służbę zapraszając do swoich garsonier panie. "Wujo" był przeciwny tym spotkaniom. Gdy panna rozlokowała się już w gościach, oficer spisywał na kartce zamówienie - np.wino, ciastka, sałatki czy herbatę. Karteczka w rękach ordynansa wędrowała do kucharza Onufrego. Jednak Rotmistrz często zaczajał się na żołnierza w korytarzu, zabierał karteczkę, wypisywał ku uciesze Onufrego najdroższe dostępne rzeczy i pilnował by ordynans zaniósł tacę z nowym zamówieniem do oficera. Nie jednego doprowadziło to do małego bankructwa:)

Rzeczpospolita Ujazdowska
W ujazdowskim szpitalu leczyli się z ran m.in. Ułani Jazłowieccy szarżujący pod Wólką Węglową. Po kapitulacji Niemcy kazali im złożyć wszelaką broń, ale ułanom ani nie śniło się oddawać swoich ukochanych szabli - trzymali je więc pod poduszkami.

Bieg myśliwski w oflagu IV C w Colditz
"Kto tradycji nie szanuje, niech nas w dupę pocałuje" - te zasadę kawalerzyści przestrzegali bezwzględnie. W 1941 urządzili więc bieg myśliwski dla oficerów wszystkich nacji tam skupionych. Na mastra wyznaczono   por. Alberta Wojciechowskiego z 2PS. Każda z narodowości miała za zadanie przygotować kilka przeszkód nie ograniczonych żadną wysokością i szerokością. Polacy jako organizatorzy przygotowali za nagrodę lisią kitę oraz żetony w kolorach ogólnokawaleryjskich. Tor biegł przez cztery piętra zamku, finisz następował w sali balowej. Nasi kawalerzyści wymyślili 5 przeszkód, z czego najtrudniejsza była istną kwintesencją ułańskiej fantazji: w drzwiach łazienki ustawiono wannę z gorącą wodą w której leżał nago w cylindrze z monoklem i cygarem ppor. rez. Jerzy Wojciechowski z 22 PALu zwany "Łajzą". Należało przeskoczyć Łajzę, lecz większość robiła to nieumiejętnie i rżnęła głowami w futrynę, wpadając do wanny z której wywalał ich Podporucznik. W biegu brało udział około 100 "jeźdźców". Ubierali się jak najlepiej, nawet zakładając ostrogi. Polacy umówili się że nie będą szukać lisa. Bieg wygrał młody kirasjer francuski. Po finiszu wszyscy zostali zaproszeni na lampkę wina, podczas której wręczono żetony wykonane własnoręcznie z tektury i kolorowego papieru. A wszystkiemu przyglądali się Szkopy, "rozdziawiając pyski ze zdziwienia".

Święto pułkowe
Święta pułkowe przedwojennych formacji kawaleryjskich, były wydarzeniami ogniskującymi życie towarzyskie i kulturalne garnizonów. Z reguły kończyły się wystawnym balem, na którym każdy oficer, tak jak w boju chciał być pierwszy, tak i tu starał się wyróżnić ułańską fantazją. Podczas jednego z takich rautów, gdy impreza zdawała się tracić impet, dowódca pułku wezwał do siebie zastępcę, szepnął coś na ucho po czym ten ostatni szybko się oddalił. Po chwili drzwi sali balowej otworzyły się z hukiem, a do środka wpadła pułkowa orkiestra i grając marsza generalskiego przedefilowała wśród rozbawionych gości. Obecni na balu artylerzyści konni, pozazdrościli ułanom wyczynu i postanowili nie oddawać pola zbyt łatwo. Dowódca dywizjonu wezwał z kolei swojego zastępcę i po wydaniu polecenia także ten szybko zniknął za drzwiami. Po jakimś czasie drzwi na taras otworzyły się i ku zaskoczeniu obecnych, na salę wtoczył się pełen działon zaprzężony w cztery konie, z jaszczem amunicyjnym i armatą. Po sprawnym odprzodkowaniu, z działa huknięto ślepakiem, aż we dworze powypadały wszystkie szyby. Wyjeżdżając działo zaczepiło jeszcze o hydrant z którego na zebranych trysnęły strugi wody. Wniebowzięci kawalerzyści hurmem okrzyknęli artylerzystów zwycięzcami w tym pojedynku, po czym solidarnie, cała brygada złożyła się na pokrycie kosztów.

Manewry
Na jakiś manewrach pewna grupa podchorążaków zadekowała się w krzakach aby uniknąć męczących ćwiczeń. Jedni poszli spać, inni grać w karty, jeszcze inni zaczęli się opalać. Wtem do kryjówki kawalerzystów wszedł wysokiej rangi oficer piechoty z opaską rozjemcy. Z głębokim zdziwieniem na twarzy krzyczy na podchorążaków: "Panowie, a co wy tu...?!" Chwila ciszy, nikt nie odpowiada, nagle gdzieś z tyłu odzywa się grobowy głos: "To my... zabici!"

Tyle na dziś, obiecuję że uzupełnię ten post jeszcze kilkoma anegdotami:)

wtorek, 30 kwietnia 2013

Hubalowa legenda


Dziś szczególna dla mnie data, a mianowicie 73 rocznica śmierci Majora Henryka Dobrzańskiego. Nie będę ukrywać że Hubal choć nie żyje już tyle lat, to wpłynął znacząco na moją osobowość. Pokazał mi czym jest Odwaga, czym jest Honor i czym Ojczyzna. Z jego pomocą wykształciła się u mnie wielka Miłość do Kawalerii. Żałuję bardzo że nie mogę iść na prawdziwą mogiłę tego wielkiego Człowieka i zapalić mu światełka pamięci. Ba, teraz to i nawet do Anielina mi się nie uda. Ale postanowiłam że w przyszłości jak będę mieć swojego własnego konia, to rajdem na 30 kwietnia pojadę tam, zapalę znicz. A póki co takimi postami czy moimi obrazkami będę zachowywać pamięć o Majorze. Należy mu się ona jak najbardziej i trzeba ją pielęgnować. 

Mini portret Majora Dobrzańskiego z okresu służby w 2 Pułku Ułanów Legionów Polskich 

Nie chcę się rozpisywać o Majorowym życiu, czy dodawać fotki, bo ktoś już zrobił to lepiej - odsyłam do strony: http://majorhubal.pl/
Aczkolwiek na tej wspaniałej stronie nie ma rzeczy które z kawalerii chyba lubię najbardziej - anegdoty:) Także chcę napisać kilka związanych z Majorem.

- Jako kilkuletni chłopiec młody Henio postanowił zrobić sobie parcours z... krów! Niestety jedna przeszkoda nie wykazała stateczności i przyszły kawalerzysta zwalił się na ziemię z koniem. Wylądował w szpitalu z wstrząśnieniem mózgu.

- Major dostał w prezencie od żony konia. Na pytanie skąd wzięła tak dużą ilość pieniędzy Pani Zofia odpowiedziała "Nic Ci Do Tego". Hubal postanowił nazwać tak swojego konia.

- Z tymże koniem wiązała się nieciekawa sprawa - kiedyś w jednym z kasyn ktoś założył się że "Nic Ci Do Tego" przeskoczy wysoką przeszkodę - 1,8 m. Na maneżu pułkowym zgromadziło się większość oficerów. Koń przeszedł przeszkodę, ale dowództwo było bardzo niezadowolone z tych samozwańczych zawodów. Ponoć także, kiedyś Gen. Rómmel, przyjaciel Hubala, udając się do niego w odwiedziny, zobaczył nowego Majorowego konia - spytał się luzaka jak się zwie. Ten ochoczo odpowiedział "Nic Ci Do Tego! Panie Generale!". Gdyby nie interwencja Dobrzańskiego, luzak nie skończył by szczęśliwie...

- Na zawodach w Warszawie, Major zaliczył zrzutkę już na rozgrzewce. Nieprzytomny trafił do szpitala. Gdy tylko się ocknął wrócił na maneż wbrew sprzeciwom lekarzy, wygrał konkurs i dopiero wtedy powrócił do szpitala.

- Koszarowe życie nudziło Majora. W Grudziądzu postanowił zrobić ćwiczebną szarżę na młode drzewka w parku. Nie przysporzyło mu to glorii - został przeniesiony do Rzeszowa, do 20 Pułku Ułanów.

- Po przejechaniu parcoursu w Anglii bezbłędnie, Henio wg. jeździeckich obyczajów winien dostać specjalny prezent. Niestety Anglicy o tym nie wiedzieli i zrehabilitowali się za późno. Z wściekłego Hubala postanowili zadrwić koledzy. Zebrali się w pokoju hotelowym, a pokojówka przyniosła tajemniczą przesyłkę. Jakże zdziwiony musiał być Henio gdy zamiast wyczekiwanej nagrody zobaczył.... hotelowy wazon! Ach ta ułańska fantazja jego kolegów...

- W czasie manewrów wołyńskich Henio miał pokazać swoją wartość i zdobyć zaufanie przełożonych, jednak jego bojowe zacięcie i fantazja były silniejsze. W nocy kiedy był czas na odpoczynek, Major przeszedł z grupą ułanów rzekę kilka km poniżej i wziął w niewolę obóz "wroga" w czasie porannej toalety, łamiąc wszystkie podstawowe założenia. Ponoć Rómmel powiedział wtedy do niego "Heniu, teraz to i ja Ci już nic nie pomogę" .

- W 2PSK gdzie Henio był kwatermistrzem, dowódca pułku zarzucił raz mu, ze nie ma wystarczającej ilości jedzenia dla żołnierzy. W odwet Major sprowadził cały wagon pożywienia którego nie były w stanie pomieścić magazyny.

-W Rzeszowie pewnego razu, Henio wraz z żoną poszedł na koncert Kiepury. Tuż przed budynkiem widniał wielki posąg z tworzywa, samego artysty. Spodobał się on niezwykle żonie Majora która rzekła "Patrz, jaki wielki Kiepura!". Po koncercie Major odprowadził Panią Zofię do domu, położył spać, po czym skrzyknął kilku kolegów z pułku i "pożyczył" posag Kiepury który stanął przed wejściem do kamienicy w której mieszkali państwo Dobrzańscy. Ponoć w czasie przenoszenia posągu kawalerzystów goniła policja:)

No, na dziś tyle:) Niech chwała będzie dzielnym Hubalczykom!


I na koniec ołówkowy portret Majora spod mojej ręki:)

piątek, 12 kwietnia 2013

O projekcie słów kilka...

Chciałabym napisać kilka słów o tym blogu, bo wzięła mnie właśnie refleksja że zaczęłam robić wszystko na opak.

Otóż kawaleria II RP to moje oczko w głowie od prawie 4 lat. Miłość do koni i militariów zaowocowała miłością do naszych kawalerzystów:) 
Szczególnie bliskie są mi losy 14PU w czasie szarży pod Wólką Węglową, życie Wieniawy a także OWWP Majora Henryka Dobrzańskiego. 
Pomyślałam że fajnie było by zrobić kompendium wiedzy właśnie o szarży, czy chociażby zebrać w jedno miejsce wszystkie napotkane anegdoty o Wieniawie. 
Internet rozrósł się do takich rozmiarów, że raczej nic nowego nie napiszę, ale nawet jeśli nie, to i tak cieszę się że mogę poświęcić chwilę mojej pasji i oddać choć tak, hołd tym Wielkim Ludziom którzy dzielnie bronili honoru i wolności Ojczyzny.  

Niestety teraz wisi nade mną matura, więc notek będzie mało, ale wakacje będą długie, więc postaram się coś wrzucić sensownego. Myślę nad jakimiś projektami typu - zebrać wiersze o kawalerii czy też jakieś obrazy i je ładnie zinterpretować, bowiem może to pomóc jakimś desperatom którzy na maturę ustną wybiorą temat o kawalerii:) A wiem że tacy chodzą po naszym pięknym kraju. 

I na koniec: niech Duch Kawalerii będzie z Wami! :) 

To tak nawiasem moje graficzne mazioły - zobaczyłam zdjęcie starej stajni 4 psk z Płocka, musiałam domaziać konia i kawalerzystę:) 

Wólka Węglowa filmem...

Powoli zbliżam się do końca z serią postów związanych z szarżą pod Wólką Węglową. Tym razem chciałabym zebrać tu materiały filmowe traktujące o tej szarży.

Niestety z niewiadomych mi powodów nie mogę wrzucić od razu filmu do notki - a więc wrzucam tylko linki.


Pierwszy film reżyserii Grzegorza Gajewskiego to dokument w którym brali udział rekonstruktorzy z czasie rekonstrukcji historycznej w Łomiankach w 2011 roku.

http://www.youtube.com/watch?v=EfNaRCaefy4&list=FLnppAcBjqKm56Q7vDFVTYPw&index=69

Drugi film, nazywa się "Szarża, czyli przypomnienie kanonu". Wątek szarży i jej upamiętnienia jest tylko jednym z wielu w tym filmie.

Część pierwsza:
http://www.youtube.com/watch?v=pRVA8OBmXC0

Część druga:
 http://www.youtube.com/watch?v=fDCwgFXTq0A

A tu krótka historia szabli i hełmu spod Wólki:
http://www.youtube.com/watch?v=0FVtC4mJBIo

Jeśli w przyszłości napotkam jeszcze jakiś film o szarży, to w pewnością zaktualizuję tę notkę. Dobrze mieć wszystko w jednym miejscu:)

piątek, 29 marca 2013

Szarża pod Wólką w obrazie

Szarża pod Wólką została zobrazowana kilkakrotnie. Mam parę obrazów i udostępniam je w jednym miejscu. Zachęcam do otworzenia w większej rozdzielczości. Wystarczy kliknąć.


Obraz autorstwa Edwarda Mesjasza. To jeden z trzech obrazów szarży tego ciekawego artysty. 

Obraz autorstwa Marka Szyszko. 

Autor - Ludwik Maciąg  

Kolejny obraz autorstwa Edwarda Mesjasza.

I ostatni obraz Mesjasza.

Autor - Michał Bylina. 
Autor - Wiesław Matysik. 
Autor - Konrad Wieniawa Narkiewicz 
Nie tu jestem pewna co do autora, więc nie chcę nikogo mylić. 
Tu też pewna nie jestem. 
Autor nieznany
Z prasy włoskiej we wrześniu '39. Być może uzupełnienie do relacji Marco Appeliusa.
Andrzej Nowak-Zempliński i jego wizja szarży pod Wólką 

Wielkie podziękowania dla Kolegów- Pasjonatów z dobroni.pl za wrzucenie obrazów. 

wtorek, 26 marca 2013

Ostatnia szarża - Wólka Węglowa 1939

Szarża 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich stała się szczególnie bliska mojemu sercu. Gdy tylko mam mam okazję, jeżdżę czy to rowerem, czy autobusem w miejsce szarży i obserwuję. Obserwuję teren, każdą nierówność, każdy pagórek i zastanawiam się czy to właśnie tędy w '39 roku przeszła polska nawałnica.W swoim czasie w Internecie, bodaj na portalu dobroni.pl znalazłam całe mnóstwo wspomnień z szarży. Udostępniam je, może komuś się przydadzą:

Dojeżdżając do liziery lasu pułk dostał się pod ogień artylerii, jednakże eksplodujące w koronach drzew pociski nie wyrządziły strat. Mimo to w pododdziałach jeszcze bardziej rozluzowano szyki.

Pułkownik Godlewski wezwał do siebie dowódców szwadronów, aby wyjaśnić położenie pułku. Patrole zameldowały, że przed pułkiem w kierunku wschodnim znajdują się jednostki zmotoryzowane. Dowódca pułku zdecydował się przerwać się konno przez stanowiska niemieckie, aby do minimum ograniczyć straty, które spowodowałoby piesze natarcie bez wsparcia ogniem ciężkich karabinów maszynowych i działek przeciwpancernych. Jako kolejne przedmioty terenowe do osiągnięcia podał: las na północ od miejscowości Placówka, a następnie Centralny Instytut Wychowania Fizycznego na Bielanach. Dowódcy szwadronów rozjechali się, aby przekazać podkomendnym rozkazy dowódcy pułku. Pułkownik Godlewski na swej klaczy “Zuzanna” objeżdżał szwadrony. Działo się to około godz. 15.00.
Wyznaczony na czołowy, 3. szwadron dowodzony przez por. Mariana Walickiego, ruszył pierwszy, jeszcze w lesie rozsypany w szyki luźne, przed resztą pułku i jako pierwszy wyszedł na otwartą przestrzeń, gdzie niebawem znalazł się pod ogniem nieprzyjaciela. Ciężko ranny został por. Marian Walicki, który dosiadał karego “Zeusa”. Zginął dowódca III plutonu ppor. rez. Jerzy Scholz, ranny w głowę został dowódca II plutonu, wachm. pchor. Eugeniusz Iwanowski, który tak zapamiętał rozgrywające się wówczas wydarzenia: “Porucznik Marian Walicki dobył szabli i wydając komendę: "W imię panienki Jazłowieckiej, szwadron marsz, marsz!" ruszył galopem. Rozległo się ogromne "Hurra!" i ruszyliśmy początkowo galopem, a potem cwałem. Dosiadałem mojej klaczy "Zatoka". Pamiętam wielkie kartoflisko i druty wysokiego napięcia pod którymi cwałowaliśmy. Nie wyciągnąłem szabli, w ręku miałem Visa, który przymocowany był do rzemienia na szyi. Szwadron rozwinął się w linię plutonów, a potem rozsypał się sekcjami w linię harcowników. W pewnym momencie dostaliśmy ogień od czoła. Moja "Zatoka" zaczęła ustawać, parę razy się potknęła, wreszcie upadła razem ze mną. Wyczołgałem się spod konia, "Zatoka" podniosła łeb i popatrzyła smutnie na mnie swoimi wielkimi oczami. Musiałem ją zostawić, a wraz z nią siodło z przytroczoną szablą, która ofiarował mi Ojciec, a która służyła mu jeszcze podczas wojny 1920 roku. Ogień musiał być bardzo silny, skoro miałem przestrzelone obie poły mojego płaszcza. W pewnej odległości znajdował się przede mną jakiś lasek. Złapałem jakiegoś ułańskiego, skarogniadego konia, których dużo jechało bez jeźdźców i pogalopowałem w stronę lasu. W pewnym momencie koń się potknął i razem ze mną zwalił się w stanowisko niemieckiego cekaemu. Jakiś Niemiec przystawiwszy mi do głowy pistolet, odciął mi od razu rzemień od Visa, po czym zapytał, czy jestem Francuzem, wskazując na mój hełm” .
Dowódca I plutonu 3. szwadronu, ppor. Gerard Korolewicz, którego ranna klacz nie mogła przeskoczyć szerokiego rowu, do Warszawy dotarł pieszo: “Teren był jak najbardziej nieodpowiedni – lesisty – zakrzaczony, poprzegradzany płotami z drutu, siatki, sztachet. 3 szwadron (...) wypadł na polanę i rozlał się na niej w mgnieniu oka. (...) Dowódca szwadronu por. Marian Walicki, cwałujący z szablą w garści tuż przede mną, w pewnej chwili skłonił głowę (...) i równocześnie z "Zeusem" zwalił się na ziemię. Nie zdawałem sobie sprawy, że już go więcej nie zobaczę. "Marian – na koń!" – to był ostatni, jak się okazało, mój pożegnalny okrzyk do dowódcy i serdecznego przyjaciela. (...) Cwałując wśród szarżujących ułanów szwadronu zobaczyłem ,ze przede mną jest szeroki na około 4–5 metrów rów, zamknięty po drugiej stronie około 5-metrową skarpą. Wziąwszy “Fasadę” w łydki, zmusiłem ją do skoku. Poczciwa klacz skoczyła, ale wylądowała na skarpie i niestety nie miała już siły, aby wdrapać się na jej wierzch. Zwaliłem się z koniem do tyłu, na dno rowu z wodą. Klacz zaczęła stękać niemalże jak człowiek. Nad nami zaczęły skakać konie z jeźdźcami i bez jeźdźców i kryć się w zagajniku tuż za drogą na skarpie. Po wielu moich bezskutecznych usiłowaniach, aby pobudzić “Fasadę” do wstania, stało się jasne, że wobec tego, że Niemcy zaczynają wstrzeliwać się w ten rejon ogniem karabinów maszynowych, musze ją tu zostawić. Skoczyłem więc w zagajnik i rozpychając niskie gałęzie jodełek zacząłem szybko posuwać się w głąb, aby uniknąć ognia nieprzyjaciela. W pewnym momencie natknąłem się na około 30 ułanów z różnych szwadronów i objąłem nad nimi komendę. Jeden z ułanów zwrócił mi uwagę na stan w jakim się znajduję. Miałem przestrzelony pociskiem mapnik, z którego zostały tylko cztery skórzane rogi, ponieważ cała reszta została zniszczona impetem pocisku, pas główny miał dwie przestrzeliny. Jakim cudem nie zostałem draśnięty sam nie wiem. Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, zebrałem ten oddziałek i skrajem lasu doprowadziłem go między wsiami Gać i Placówka oraz południowym skrajem wsi Wawrzyszew do wysuniętych placówek własnej piechoty w Kolonii Zdobycz Robotnicza na skraju Warszawy. Zameldowałem się u dowódcy odcinka w stopniu majora, podając przebieg szarży pułku, na co on natychmiast połączył się telefonicznie ze Sztabem Dowódcy Obrony Warszawy gen. Rómmlem, który ma nakazał niezwłocznie przewieźć mnie do Sztabu w gmachu PKO na ulicy Jasnej” . Szwadron poniósł ciężkie straty. Do Warszawy dotarło trzech podoficerów szwadronu: st. wachm. Kazimierz Juzwa, zastępca dowódcy I plutonu, kpr. Rosołowski, zastępca dowódcy II plutonu, kpr. Krupa oraz około 40 ułanów.
Za 3. szwadronem ruszyły szwadrony pułku w następującej kolejności: 1. szwadron, sztandarowy w tym dniu, dowodzony przez ppor. rez. Harrego Daube, 2. szwadron pod ppor. Zbigniewem Żurowskim, resztki szwadronu ciężkich karabinów maszynowych i na końcu 4. szwadron pod dowództwem ppor. Bolesława Kostkiewicza. Odległości między poszczególnymi szwadronami były znaczne, bowiem część oficerów wspomina, że kiedy pułk wyszedł z lasu, szwadron czołowy zniknął za zabudowaniami pozostawiając za sobą tumany kurzu. Równocześnie słychać było ogień artyleryjski, serie cekaemów i przeciągłe “Hurra!”.
Z pocztem dowódcy pułku, nad którym powiewał proporzec dowódcy pułku, galopował poczet sztandarowy dowodzony przez wachm. Przybyłę. Sztandarowym był kpr. Feliks Maziarski. Sztandar okryty był pokrowcem, powiewały tylko wstęgi Orderu Wojennego Virtuti Militari. W czasie szarży poczet dostał się silny ogień broni maszynowej, a kpr. Maziarski został ranny w lewą rękę. Tak zapamiętał on szarżę: “(...) Przy dowódcy pułku zbiera się grupa oficerów, on wydaje krótkie, ostatnie rozkazy. Zbliża się do mnie, przypomina kim jestem i co mam w swoim ręku, za co jestem odpowiedzialny. Napomina też moje najbliższe otoczenie, żeby mnie pilnowali i ratowali sztandar, gdybym został ranny. Są przy mnie plut. Gajda i Wasyluk oraz ułani na szpakach z drużyny pioniersko-chemicznej (...) Szable w dłoń i ruszamy (...) początkowo kłusem, a gdy ukazała się wolna przestrzeń po lewej stronie, galopem i cwałem. Niemcy prażą w nas ogniem wszelkiej broni. Biedne, poczciwe konie przemęczone i niedokarmione dobywają ostatnich sił i rwą do przodu jak huragan. Widzę już ułanów i konie na ziemi. To na pewno z trzeciego szwadronu, bo ruszył pierwszy. W pewnej chwili jakby zrobiło się ciszej, lecz za kilkanaście sekund zawyło ze wzmożoną siłą, po prosto piekło na ziemi i niesamowita masakra. Nagle poczułem ukłucie w lewe ramię, poniżej łokcia i prawie zaraz czuję, że tracę władzę i siłę w lewej dłoni, w której trzymam wodze. Spoglądam na boki, ale nie widzę nikogo blisko. Nie ma plutonowego Wasyluka na siwej "Sarnie", ani ani plutonowego Gajdy na karym "Duxie". Przed moimi oczami przesuwa się po ziemi kary koń z ułanem. Nie poznaję czy to kary "Zeus" por. Walickiego, czy kary "Dux" plutonowego Gajdy. Tylko dwa konie takiej maści były w pułku. Bezwładną lewa dłoń z wodzami mam opartą na stroczonym kocu , bo płaszcz miałem na sobie. Wodzy nie utrzymam, bo dłoń mokra od krwi. Dobrze, że miałem drzewce osadzone w tulei na strzemieniu i temblak na ramieniu. Zobaczyłem sączącą się krew na karku mojej siwej "Topoli". Wyczuwam, że jest niewyraźna i zaczyna ustawać. Widząc, że moje możliwości są na ukończeniu, zacząłem wznosić i opuszczać sztandar oraz ile mi tylko sił i tchu starczyło krzyczeć: Ratować sztandar! Jestem ranny!". Powtarzam to kilkakrotnie. W momencie, gdy sztandar jest uniesiony, z prawej strony podjechał kapral Czech, chwycił drzewce poniżej mej dłoni i pogalopował dalej” .
Obok kpr. Maziarskiego jechał plut. Józef Wasyluk, który tak wspominał ten epizod: “Sztandarowym był kpr. Feliks Maziarski z plutonu trębaczy, po jego prawej ręce byłem ja, a po lewej plut. Gajda. Ten ostatni poległ w czasie szarży, ja również zostałem ciężko ranny. Maziarski został ranny pociskiem w rękę lżej. Uniósł sztandar prawą ręką w górę z wysiłkiem, dając znak, że jest ranny. Wówczas szef 1 szwadronu, wachm. Jan Przybyła, wysłał od siebie kpr. Czecha, by ten ratował sztandar” . Kapral Mieczysław Czech wziął sztandar z ręki rannego sztandarowego kpr. Feliksa Maziarskiego i dowiózł znak pułkowy do Warszawy. Przekazawszy sztandar Maziarski pozostał sam. Jeźdźcy pędzili ku Warszawie. Maziarski, obok szerokiego i podmokłego rowu, uchwycił wodze przechodzącego wolno konia bez jeźdźca, puściwszy przedtem wodze swego konia. Nie udało mu się jednak przesiąść i znalazł się na ziemi. Galopujące konie nie stratowały go, być może z tego powodu, że na płaszczu miał szarfę sztandarowego. Po pewnym czasie Maziarski złapał kłusującego konia i mimo rany dotarł do Warszawy. “W jakim stanie dojechałem do Bielan, najlepiej wie Michał Olearnik, szef 2 szwadronu. – wspominał podoficer – To pierwszy człowiek z pułku, którego spotkałem. Był z grupą kilkunastu ułanów, szli na Bielany. Drugi to kpr. służby czynnej, Tyński. Byłem z nim i wielu innymi na jednej sali w szpitalu na Bonifaterskiej w Warszawie. Tam oddałem jednej z zakonnic szarfę sztandarowego, aby ukryła gdzieś w kaplicy szpitalnej” .
“Na lewy skraj wsi – wspominał dowódca 2. szwadronu, ppor. Zbigniew Żurowski – idąc po największym skrócie wpadają 1 i 2 szwadron, a na ich ogonach koniowodni. Z lewa na ukos gna polna drogą kilka niemieckich motocykli z przyczepami. Piechurzy zrywają się pośpiesznie z wysłana stanowisk i uciekają w stronę najbliższych zabudowań. Wszystko półprzytomne wpada pod końskie kopyta i szable. (...) Pluton wachm. Przybyły ze sztandarem idzie co koń wyskoczy. Za chwilę tracimy go z oczu. Po prawej ręce pułkownik, wyraźnie widoczny z dala proporzec dowódcy pułku. (...) Wpadamy do lasu. Jest tu zupełnie odosobniona placówka własnej piechoty. Dowódca oddziału oszołomiony naszym widokiem. Panowie, co, skąd? – mamy wielu rannych. Ciężko ranne konie trzeba dostrzelić. Straty w ludziach choć mniejsze niż w 3 szwadronie, niemniej bolesne. Zabici: plut. Bartłomiej Gajda, plut. Tadeusz Romańczyk. Ppor. Józef Fiema, ciężko ranny dostaje się do niewoli. (...) Rannych, opatrzonych naprędce wsadzamy na koń. Por. Franciszek Szlachcic, sam kontuzjowany, prowadzi ich na Bielany pod osłoną sekcji ułanów, z szefem 2 szwadronu, plut. Michałem Olearnikiem” .

4. szwadron ruszył ostatni i szarżował najprawdopodobniej po osi szarży 3. szwadronu . Szwadronem dowodził wówczas por. rez. Bolesław Kostkiewicz: “W szarży jechałem z pistoletem w ręku, szwadron nasz nie poniósł tak dużych strat jak szwadron 3, zginęło, o ile dobrze pamiętam zginęło 7 ułanów” . Kilku dostało się do niewoli, m.in. kpr. Marian Sługocki: “W dniu 19 września skończyłem swoją karierę wojenną. Z żalem padłem na polu bitewnym, bo mój koń "Aferzysta" dostał w głowę. Ledwie podniosłem się po upadku kiedy zostałem ranny w nogi i upadłem. Po szarży, kiedy już wszystko ucichło, zobaczyłem 4 Niemców zbierających rannych z pobojowiska. Jeden z nich zabrał moją szablę i uderzył mnie nią w rękę i chciał jeszcze raz uderzyć, ale drugi Niemiec odebrał mu szablę i zabrał mnie do samochodu. Po opatrzeniu ran odwieziono mnie do szpitala w Skierniewicach” . Część ułanów wziętych do niewoli wyprowadził w nocy, pomimo odniesionej rany w głowę podczas szarży, szef 4. Szwadronu, st. wachm. Rudolf Zenkner.
Kapral Jan Zdobylak z 1. szwadronu, stracił podczas szarży swojego konia, kasztanowatego “Cisa”, ale doniósł do Warszawy swój karabin przeciwpancerny. Dotarł tam na piechotę razem z kpr. Grodeckim i plut. Jagielskim oraz z innymi ułanami.
Podporucznik Jan Serwatowski, który powrócił prze paroma godzinami do pułku z cekaemami Podolskiej Brygady Kawalerii szarżował na znalezionym w Puszczy Kampinoskiej koniu por. Leonarda Merkisza ze szwadronu łączności Wielkopolskiej Brygady Kawalerii: “Ruszyłem koniem na przód i wpadłem na dróżkę leśną na której zobaczyłem dzielnego pchor. Szturmę prowadzącego cekaemy. Cwałując wpadłem na drogę pod lasem, biegnącą równolegle do jakichś zabudowań. Las oddzielały od wsi torfiaste łąki, które obramowywał po obu stronach pas gruntów uprawnych. Z wsią łączyła las wąska grobla przecięta pośrodku wodnistym rowem, nad którym był mały mostek. Skręciłem koniem na groblę. Przed sobą miałem wieś. Po lewej stronie widziałem łąkę, a po prawej słaniały się kępy drzew liściastych, prawdopodobnie były to olchy. Na łące z lewej strony cwałowali harcownicy w hełmach francuskich, ubrani w tym dniu w płaszcze. Dużo koni biegło luzem. Widać również było pieszych biegnących w kierunku zabudowań. Z lewego końca wsi strzelały niemieckie karabiny maszynowe i z tego kierunku padały również pociski wybuchające na łące. Obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem pchor. Szturmę wjeżdżającego na łąkę. Był to ostatni raz kiedy widziałem go żywego. Byliśmy oddzieleni od siebie ułanami, wśród których zobaczyłem swojego luzaka. Nie dojechali do końca – obaj polegli” . Podporucznik Serwatowski przejechał przez groblę, następnie przez wieś, spotykając w jakimś ogrodzie, nad rowem osłoniętym olchami, grupę ułanów nad którymi objął komendę: “Z chwilą wjazdu naszego na pole, które oddzielało brzeg wsi od "olchowych" opłotków strzały wzmogły się na nowo. (...) Na polu poznałem kochanego wachm. Kazimierza Juzwę, który był bez konia. Prosił mnie o złapanie jednego i podanie mu. Obiecałem to zrobić nieco dalej. Podjechałem do ścianki olchowej, gdzie widziałem kilka naszych koni, złapałem jednego i podałem mu. Wachmistrz rozpoznał, że jest to koń ppor. Gerarda Korolewicza. (...) Trzeba było zrobić następny skok przez otwarte pole do następnego rowu osłoniętego wysokimi krzakami” . Mimo silnego ognia ppor. rez. Serwatowski wraz z wachm. Juzwą pokonał tę przestrzeń. Potem ostrym galopem cała grupa przedarła się przez ogień karabinów maszynowych. “Po pewnym czasie jazdy lasem zatrzymaliśmy się dla zebrania ułanów i opatrzenia rannych. Jeden z lżej rannych był ułan z przestrzeloną ręką. Był ranny w palce prawej ręki, w której kula przeszła w poprzek nadgarstka przez 4 palce, żłobiąc w kościach ranę na kształt rynny, której dno spoczywało na kościach palców. Sprawdzając swoje siodło i płaszcz odkryłem, że jedna kula przeszła na wysokości mego kolana w siodle przez tybinkę i wyszła drasnąwszy lekko konia po kłębie. Obaj z "Dunajem" mieliśmy wiele szczęścia. Płaszcz mój był także przestrzelony w dwóch częściach” .

Podchorąży Eugeniusz Iwanowski po wzięciu do niewoli przewieziony został motocyklem do niemieckiego punktu opatrunkowego znajdującego się w jakimś sadzie przed willą. “W wyniku upadku zostałem kontuzjowany w głowę, złamałem prawy obojczyk i prawą kość udową. Niemcy wsadzili mnie do kosza motocykla i powieźli na punkt opatrunkowy. Widziałem jak innym motocyklem wieźli ppłk. Ważyńskiego. Przywieziono mnie do punktu opatrunkowego. Na trawniku leżeli ranni ułani, polewani od czasu do czasu woda z konewki przez jakieś panie. Niedaleko mnie leżał bez płaszcza. tylko w koszuli, w swych, charakterystycznych dla naszego pułku brązowych butach z Łańcuta, porucznik Marian Walicki. Niestety nie wiem czy jeszcze żył” .
W szarzy wzięli też udział żołnierze z innych pułków m.in. por. Franciszek Potworowski ze sztabu Grupy Operacyjnej Kawalerii, który tak relacjonował przebieg szarży: “Mniej więcej około południa natknąłem się na 14 pułk ułanów w szyku konnym. Zameldowałem się płk. Godlewskiemu, który polecił por. Kubie Kostkiewiczowi – dcy 4 szwadronu – przydzielić mi konia. Jechałem z 14 pułkiem dobrą chwilę. Gdy zatrzymaliśmy się w rzadkim sosnowym lesie, rozpoczął się silny ogień artylerii. Pociski padały po obu stronach kolumny. Przed nami las rzedniał, dalszy jednak widok zasłaniały gęste zarośla i kępy akacji. Napięcie wzrastało z każdą chwilą. Czuliśmy wszyscy, że za tymi krzakami coś się dzieje, że coś ważnego musi się zaraz stać. Nie pamiętam, czy wpierw usłyszałem od czoła powtarzaną komendę: “Do szarży – szable w dłoń!”, czy też ujrzałem szable wydobywane przez ułanów przede mną. Chyba równocześnie szyki się rozluźniły i już wśród ogromnego krzyku “Hurra” przedzieraliśmy się przez gęste krzaki. Mimo całego napiecia uderzyła mnie nagłość ruszenia całego pułku do szarży (...).
Za krzakami rozciągało się duże pole ziemniaków o jesiennym zgniłobrązowym kolorze. Wnet zaniebieszczało ono od Niemców, którzy powstawszy, zaczęli uciekać na obie strony pola. Równocześnie ułani rozdzielili się jakby na dwa człony, pędząc prawą i lewą stroną pola za Niemcami, przy czym środek pola pozostał pusty. Byłem na prawym skrzydle pułku, na prawym skraju pola. Wszystkie wrażenia i wypadki następowały tak szybko, że trudno ustalić kolejność. Wydaje się, że wszystko działo się równocześnie. A więc znowu barwa pola, które nagle pokryło się białymi płatami. Takie wrażenie robiły z konia dopiero co opuszczone wyłożone słomą stanowiska niemieckie. Ogień ciągle bardzo bliski i bardzo głośny, o dziwnie wysokim tonie. Coraz więcej koni bez jeźdźców. Linia drzew się urwała, odsłaniając na prawo szerokie pole. Dalej majaczył las. (...) Mój koń upadł na przednie nogi, zdołałem go jednak poderwać. Pędziliśmy w kierunku lasu. Tam dopiero, przy przesadzaniu szerokiego bagnistego rowu, koń mój padł. W prawym boku miał dwie duże krwawiące rany. Za chwilę siedziałem na innym, których wiele było w lesie. Z grupą ułanów wypadliśmy z lasu na szosę” .

W szarży brała również udział grupa z 9. pułku ułanów Małopolskich: rtm. Bronisław Ciepiela, ranny podczas szarży, porucznicy: Kazimierz Klaczyński, Wacław Moszyński, który zginął, wachm. Wojciech Jacek, plut. Kazimierz Kraśnicki oraz kilkunastu ułanów. “Hamujemy nasze biedne, rozhukane konie – napisał w swej relacji por. Klaczyński – Strzelanina ustała. Tu jednak nie można pozostać. Nieprzyjaciel za blisko i ranni, którymi wydają się być wszyscy. Za zagajnikiem kilka zagród i szosa. Tam ruszamy. Jest nas w naszej grupie około 40 jeźdźców oraz spora gromada luźnych koni. (...) Prawie każdy ułan i koń jest ranny. A rany potworne. Tuz obok luźny koń wlecze przetrąconą nogę. Inny bez nozdrzy, z wybitymi, żałośnie zwisającymi zębami. tam ułan pochylony na siodle, z przestrzelona na wylot piersią. (...) Z zagród wybiegają ludzie. Każdy chce pomóc. Młode dziewczęta zasłaniają twarze rękami i zanoszą się szlochem. Rozjeżdżamy się po zagrodach. Poimy konie, nawet tego bez nozdrzy. Rannych opatrują kobiety” .
Przerwanie się 14. pułku ułanów Jazłowieckich w szyku konnym przez stanowiska niemieckie w dniu 19 września 1939 roku przeszło do historii kampanii wrześniowej jako szarża pod Wólką Węglową. Ta miejscowość jako rejon wykonania szarży znalazł się z wydanej na Uchodźstwie monografii pułku za sprawą relacji dowódcy 2 szwadronu ppor. Zbigniewa Żurowskiego oraz wykonanego przez niego szkicu . Dowódca Grupy Operacyjnej Kawalerii, gen. Roman Abraham wskazał jednak inne miejsce szarży. Według niego miejscem tym były okolice miejscowości Dąbrowa, Dąbrowa Leśna . Według wykonanej na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych przez znanego badacza kampanii wrześniowej, Andrzeja Wesołowskiego rekonstrukcji wydarzeń, opartej m.in. na relacjach najstarszych mieszkańców Dąbrowy Leśnej potwierdziły wersję gen. Abrahama.
W rejonie Łomianki, Dąbrowa, Wólka Węglowa znajdowały się ściągnięte około południa przez dowódcę gen. mjr. Wilhelma von Loepera zgrupowanie prawego skrzydła niemieckiego. I i III dywizjon zmotoryzowanego 4. pułku strzelców konnych, czołgi 11. pułku pancernego i 65. batalionu pancernego i I dywizjon 76. pułku artylerii, które opuściły rejon Łomianek i przygotowywały się do ataku na Grupę Operacyjną Kawalerii gen. Abrahama. Szarża wykonana przez 14. pułk ułanów spowodowała, że gen. von Loepner meldował: “W dniu 19 września przeciwuderzenie zgrupowaniem nie mogło być wykonane wobec ciężkich walk, jakie zgrupowanie stoczyć musiało, często na dwa fronty, z silnym przeciwnikiem, atakujących kawalerią pod Wólką Węglową i nacierającym pod Burakowem. Jedynie ze znacznymi stratami zdołała dywizja utrzymać do wieczora drogę Sieraków–Laski, oraz miejscowości Laski, Wólkę Węglową i Sieraków”.

W rejonie Lasek nacierał już III batalion 15. pułku piechoty z 29. Dywizji Zmotoryzowanej, który rozwinął natarcie z rejonu m. Hornówek i dotarł do drogi Laski – Sieraków, lecz został zmuszony do przejścia do obrony, uszykowanej “na jeża” wobec nękających działań kawalerii polskiej na jego skrzydłach i przy stratach sięgających 200 żołnierzy.
W efekcie szarży przeciwnik nie zdołał zmontować przeciwuderzenia zgrupowanych w rejonie Wólki Węglowej oddziałów. 1. Dywizja Lekka, ze znacznymi stratami, sięgającymi 600 zabitych i rannych, zdołała utrzymać rubież drogi Laski – Sieraków oraz miejscowości Laski, Wólka Węglowa i Buraków. Droga Modlin – Warszawa pozostała otwarta przez kolejne dni .


Efektem zaciekłych walk Grupy Operacyjnej Kawalerii gen. Abrahama i szarży 14. pułku ułanów było wycofanie do wieczora wszystkich sił 1. Dywizji Lekkiej do wysokości Wólki Węglowej i odsłonięcie kierunku na Warszawę, w tym szosy Modlin–Warszawa, którędy przeszły do Warszawy Grupa Operacyjna Kawalerii i pozostałości Armii “Poznań”.

W trakcie szarży szwadrony poniosły spore straty. Spowodował je zarówno silny ogień niemiecki, jak również niedogodny teren. Wiele koni, nierzadko rannych, zmęczonych kilkunastodniowym wysiłkiem wojennym nie było w stanie pokonać napotkanych na drodze szarży przeszkód i rolowało na płotach, wykrotach i rowach.
Płk E. Godlewski początkowo był przekonany, że pułk poszedł w rozsypkę, dopiero kiedy zobaczył z jaką determinacją ułani zgodnie z rozkazem dowódcy dążą do miejsca zbiórki na Bielanach, tak to podsumował: “... jechaliśmy stępem nie widząc Niemców, dopiero dojeżdżając już do Bielan zrozumiałem prawdę, że przeżyliśmy dzień sławy pułku” .

W intencji dowódcy Grupy Operacyjnej Kawalerii, gen. bryg. dr. Romana Abrahama zgrupowanie taktyczne wydzielone ze składu grupy do działań dziennych – 14. pułk ułanów Jazłowieckich i 15. pułk ułanów Poznańskich wsparte ogniem baterii 6. dywizjonu artylerii konnej jeszcze 19 września miały z rejonu las Opaleń, Leśne Łuże, Dąbrowa wykonać uderzenie na kierunku Wólka Węglowa–Młociny. Pozostałe siły Grupy Operacyjnej Kawalerii wychodząc z rejonu osady Smolarz miały przebić się do Warszawy w nocy z 19 na 20 września.
W zamyśle gen. Abrahama oba pułki miały wykonać natarcie w szyku pieszym. Jednakże “dojście do podstaw wyjściowych, jak też i ewentualne wymijanie miejscowości, mogło odbywać się – a nawet było to wskazane – w szyku konnym. Natomiast w razie zaskoczenia, wtedy kiedy nie było już swobody i czasu na zorganizowanie natarcia pieszego, należało szarżować” . Brak broni wsparcia zmniejszał siłę uderzeniową 14. pułku ułanów. Otwarte pozostaje pytanie czy płk Edward Godlewski zameldował o swych wątpliwościach dowódcy grupy, czy też koncepcja przerwania się konno przez linie przeciwnika zrodziła się w jego umyśle dopiero w momencie kiedy do pułku nie dołączył rtm. Andrzej Sozański z ciężkimi karabinami maszynowymi i działkami przeciwpancernymi.
Zapewne bez odpowiedzi pozostanie wątpliwość, czy właśnie tam gdzie miała miejsce szarża chciał przerwać się w szyku konnym przez linie niemieckie płk Godlewski, czy może szarża rozpoczęła się samorzutnie w sytuacji, gdy czołowy szwadron znalazł się w ogniu przeciwnika i nie było możliwości schronienia się w lesie. Wskazać przy tym należy, że dowódca pułku nie wziął udziału w szarży, podobnie jak jego zastępca, ppłk Zygmunt Ważyński, który wręcz zeskoczył z konia na ziemię, a następnie w bliżej nie wyjaśnionych okolicznościach dostał się do niemieckiej niewoli .
Sprzeczne relacje dotyczące zarówno warunków powstawania decyzji płk. Godlewskiego, jak i samego przebiegu szarży nie pozwalają na dokonanie szczegółowej rekonstrukcji tego znaczącego epizodu na szlaku bojowym 14. pułku ułanów Jazłowieckich w kampanii wrześniowej 1939 roku.

sobota, 23 marca 2013

Ostatnia Szarża



Włodzimierz Rzeczycki "Ostatnia Szarża"

Błogą ciszę, sędziwej zadumanej puszczy, 
trzask palby, karabinów i grzmot armat zgłuszył na miazgę.
Na skraju lasu Wólka od Warszawy bliska, 
Wieś prawie od północy w Stolicę się wciska, 
Lecz jakże daleka, choć mała do niej jest droga. 
Między puszczą a drogą, ogromna przeszkoda 
Od zbrojnej bo zęby, walącej bombami, 
gradem artylerii, pocisków gniecie czołgami, 
horda Teutonów... Rwie ciało Warszawy kęsami.
Na pomoc, od puszczy krwawiącej Warszawie
Idzie rozbita znad Bzury i bez czołgów prawie, 
którymi trzeba napór hitlerowski zdławić!
Lecz czy można bez pomocy stolicę zostawić?! 
Nie! Taranem będzie 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich!
On uderzy szarżą z Samosierry!
Jazłowca Krechowieckich ułanów, 
Pójdą, zawieją huraganem i nic ich nie zawróci! 
Przeciw nim, w setnej proporcji, ogień i żelazo, 
oni w sześćset koni więcej od Teutonów ważą!
I runęli jak dawniej husaria szarżą szaloną, 
taranem gniotąc Niemca i drogą wiedzioną, 
którą znaczył sztandar!
Choć kulą trafiony koń pod Maziarskim Kapralem, 
co ten sztandar chował i zsunąwszy się z konia, 
"Sztandar, sztandar" wołał,
Aż ku niemu rąk dziesiątek zerwało się wprędce, 
I porwali ku zwycięstwu, sztandar swój za drzewce! 


Jest to wiersz, kaprala-podchorążego 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich, Włodzimierza Rzeczyckiego traktujący o szarży pod Wólką Węglową mającą miejsce 19 września 1939 roku. 

Choć sam Pan Rzeczycki udziału w szarży nie brał, wiersz napisał na podstawie wspomnień kolegów.