Czołem wszystkim!
Dawno (aż za dawno...) już nie było żadnych postów. No cóż, złożyło mi się kilka rzeczy w życiu, przeprowadzka do nowego lokum, nowe studia i cała masa innych. Brak weny też jakoś na to wpłynął, nie chciałam powielać wielu rzeczy które już można znaleźć o otchłani internetu.
Ale dziś, tego wiekopomnego dnia kiedy powróciłam z mojej "partyzantki" blogowej, chciałabym opisać książkę Piotra Jaźwińskiego pt. "Oficerowie i konie". Poniżej okładka:
Jeszcze w tamtym roku wypożyczyłam inną książkę tego autora, o życiu oficerów w II RP. Barwny język, ciekawy materiał i ostatnia strona książki gdzie był odnośnik do opisywanej przeze mnie dziś pozycji, skłoniły mnie do poszukiwania jej. Była w mojej dzielnicowej bibliotece, ale jak na złość - wypożyczana ciągle. Teraz udało mi się ją "złapać". I tu padł mój życiowy rekord - książkę która ma 197 stron ciągłego tekstu przeczytałam w jeden dzień. Zaczęłam o 13, skończyłam już późnym wieczorem. Ale co mnie tak w tej książce zachwyciło?
Cała książka traktuje o koniu. Koniu w kawalerii, w życiu kawalerzysty. Po prostu. Polecam ją wszystkim osobom które piętnują kawalerię, szerzą durne stereotypy. Lektura ukazuje konia nie jako środek transportu, jak często traktuje się te szlachetne zwierzę, ale jako najwierniejszego przyjaciela.
Co ciekawego jeszcze zawiera? Właściwie dla osób związanych z jazdą, praktyczne rzeczy, np. czyszczenie konia, jego trening i urządzenie stajni czy nawet legendarne konie, to nic nowego, ale już wspomnienia byłych szwoleżerów, ułanów i strzelców konnych - są bezcenne! Dla mnie osobiście, były rzeczą nową i czytałam je z zapartym tchem. Materiał fotograficzny użyty w wydaniu też nie był jakimś zaskoczeniem, ale podkreślam - takie wrażenie zrobi pewnie tylko na osobach którym już przewinęły się pod nosem setki "kawaleryjskich" zdjęć.
Książkę czyta się lekko, szybko(aż za szybko), język autora jest miły dla czytającego. Tekst arcyciekawy, często podawane są zabawne wspomnienia, ale znajdą się i takie które wyciskają łzy - przyznaję się, chyba ze 3 razy płakałam, najrzewniej na wspomnieniu kiedy rot. Wojnarowski we Włoszech spotkał u jakiegoś gospodarza swojego przedwojennego konia, który znalazł się tam w wyniku wojennej zawieruchy. Płakał Rotmistrz, płakał koń, płakałam ja. Dla mnie to najpiękniejsze świadectwo miłości kawalerzysty do konia i konia do kawalerzysty.
Kolejno - ogromny plus za bogatą i dobrze wyszczególnioną bibliografię.
Jakiś minus? Jedyny jest chyba taki że książka ma tyko 197 stron. Nie obraziłabym się gdyby autor napisał 5 razy więcej. Wracałabym często do niej.
Reasumując: gorąco polecam tę książkę dla laików którzy chcą się dowiedzieć jakie zwyczaje związane były z koniem w kawalerii IIRP. Wytrawnych badaczy na pewno zadowolą wspomnienia, ucieszy bibliografia i możliwość doczytania innych pozycji. Wszystkich którzy będą czytać nie głową, a sercem, ujmie do końca ta najpiękniejsza relacja między zwierzęciem i człowiekiem.
Warto przeczytać i warto mieć ją zakupioną do swojego domowego zbiorku. Kiedy tylko uda mi się uzbierać trochę więcej funduszy to natychmiast to zrobię!
A niedługo wychodzi nowa książka o Hubalu, już ostrzę na nią pazurki i bądźcie pewni że jeśli ją tylko dostanę to recenzja ukaże się tutaj.
Pozdrawiam wszystkich Czytelników!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz